– Pracowałem dla firmy ochraniającej obiekty Prokuratury Generalnej. Nie dość, że robiłem to na umowę o dzieło, to jeszcze musiałem podpisać oświadczenie, że rezygnuję z umowy o pracę – skarży się Rzeczpospolitej jeden z czytelników.
Jak czytamy w dzienniku, instytucje publiczne, z ZUS na czele, korzystają z usług firm łamiących prawo pracy, tłumacząc się troską o budżetowe pieniądze. W większości wypadków pracownicy nie są zainteresowani spieraniem się i walką o etat. Obawiają się, że wtedy stracą źródło utrzymania. Jednak oświadczenia składane pracodawcy o braku zainteresowania etatem nie zamykają drogi do skutecznego rozstrzygnięcia sporu o ustalenie istnienia stosunku pracy.
Sąd bada przede wszystkim autentyczną wolę stron podczas zawierania umowy. Wystarczy, że pracownik powie, iż firma zmusiła go do podpisania oświadczenia pod groźbą rezygnacji z usług, i już dokument jest niewiele wart – mówi w „Rz” Bartłomiej Raczkowski, adwokat z Kancelarii Prawa Pracy Bartłomiej Raczkowski.
To samo dotyczy sformułowań, które mają pozbawić umowę o dzieło cech charakterystycznych dla stosunku pracy. Chodzi o zwroty, w których wykonawca zobowiązuje się wykonać dzieło bez podporządkowania, na własne ryzyko i odpowiedzialność. – Pracodawcę pogrąża już to, że ochronę świadczy się na podstawie umowy o dzieło, która jest w tym wypadku niewłaściwa. Poza tym sąd, pytając np. o swobodę wyboru godzin pracy i miejsca jej świadczenia, bardzo szybko zdoła ustalić, że strony wiązał stosunek pracy – dodaje Bartłomiej Raczkowski.
Więcej w Rzeczpospolitej z 21 września 2010 r.