Prezydent myśli o zmianie emerytur

(2011-08-25), autor: Leszek Kostrzewski, Piotr Miączyński , oprac.: GR

sie 25, 2011

Prezydent Bronisław Komorowski, jak twierdzą osoby z jego otoczenia, ma ambicje stać na czele ruchu emerytalnych zmian – czytamy w Gazecie Wyborczej

Czy to efekt niewiary w reformatorską wolę premiera? A może polityczna oferta dla wyborców oczekujących od PO reform, na które nie ma szans przed wyborami? Komorowski w ciągu ostatnich miesięcy dawał do zrozumienia, że uważa sprawę emerytur za jedno z najpoważniejszych wyzwań stojących przed Polską.

Prezydent organizuje w Pałacu debaty, rozmawia z ekspertami. Na mówieniu się nie kończy. Gdy minister pracy Jolanta Fedak przeforsowała ustawę zakazującą łączenie emerytury z etatem, Komorowski szybko przygotował nowelizację.

W czasie kampanii prezydenckiej wyraźnie dystansował się np. od zrównania i podwyższania wieku emerytalnego. Dziś podobno nie jest już tego taki pewien. Jego doradcy przekonują go, że od dłuższej pracy nie uciekniemy. 1,5-milionowa armia pracująca na umowę-zlecenie mimo opłacania składek może w ogóle nie dostać emerytury (nie będą mieć odpowiedniego stażu pracy).

PSL chciałby rozwiązać ten problem, wprowadzając tzw. emerytury obywatelskie – czyli równe, „państwowe”, ale niskie emerytury dla wszystkich. Również dla tych, którzy pracowali nielegalnie. Co na to prezydent? W czasie jednej z emerytalnych debat przyznał, że „emerytura obywatelska brzmi bardzo dobrze. Pytanie, czy jest do udźwignięcia i czy będzie to możliwe bez nakładania nowych obciążeń na pracujących”. Niestety, nie będzie to możliwe. Co z emeryturami mundurowymi, KRUS, powrotem do dyskusji na temat niezwykle kosztownych dla podatników emerytur górniczych? Ponoć głowa państwa jest zwolennikiem zmian w tym zakresie.

To nie jedyny problem do rozwiązania. Po 12 latach od reformy emerytalnej wciąż nie wiemy, kto ma nam wypłacać nowe emerytury (ZUS? OFE?). Na razie mamy system przejściowy. Kobiety pracujące w Polsce na własny rachunek są od lat dyskryminowane. Państwo nie odprowadza za nie składek emerytalnych, gdy wychowują dziecko. Kolejni ministrowie pracy od lat obiecują, że to załatwią. I nic.

I wreszcie sprawa emerytur minimalnych. To dziś najpilniejsza do rozwiązania sprawa i właśnie tym chce prezydent zainteresować w pierwszej kolejności nowy rząd – słyszymy od ludzi z jego otoczenia.

Jak wynika z raportu Instytutu Statystyki i Demografii SGH, emerytura minimalna stanowi dziś 22 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Jeśli taka relacja pensji do emerytury utrzyma się w przyszłości, to za 30 lat najniższe świadczenie będzie pobierać aż 41 proc. kobiet i 3 proc. mężczyzn. A to i tak wariant optymistyczny. Emerytury minimalne w stosunku do przeciętnej pensji mają maleć. Już za 14 lat może to być tylko 13 proc. wynagrodzenia. Wyjściem może być zmiana zasad waloryzacji. Np. aby minimalnej emerytury nie podnosić o taki sam procent jak inne świadczenia, ale jej wysokość negocjować w Komisji Trójstronnej. Dziś wszystkie emerytury podwyższane są o taki sam procent. W efekcie ktoś, kto ma 4 tys. zł emerytury, dostaje 200 zł podwyżki, a osoba żyjąca za kilkaset złotych – 20 zł.

Oczywiście cały czas pozostaje pytanie, na ile prezydent jest w stanie cokolwiek na rządzie wymusić.


Więcej w Gazecie Wyborczej z 25 sierpnia 2011 r.