Ubiegający się o świadczenia muszą sami sprawdzać prawidłowość decyzji o ich przyznaniu. Może się bowiem okazać, że organ rentowy nie uwzględnił wszystkich dokumentów – informuje Dziennik Gazeta Prawna.
Ubezpieczony po ukończeniu 65 lat złożył do ZUS wniosek o przyznanie emerytury. Dołączył do niego oryginały świadectw pracy potwierdzające 45 lat pracy. ZUS po sprawdzeniu przedstawionych dokumentów uwzględnił jedynie 26 lat i 1 miesiąc okresów składkowych. Organ rentowy nie wziął pod uwagę wszystkich świadectw oraz druków Rp-7 wystawionych przez pracodawcę. Ze względu na to, że okres ustalania wysokości emerytury się przedłużał, ubezpieczony po trzech miesiącach otrzymał świadczenie zaliczkowe. Po dziewięciu miesiącach od złożenia pierwszego wniosku do zainteresowanego trafiła decyzja o przyznaniu świadczenia. Jednak okazało się, że wysokość jego emerytury waha się od 1480 do 2135 zł w zależności od tego, jakie dokumenty ZUS uznaje za prawidłowe.
Ubezpieczony skierował sprawę do sądu i poprosił o sprawdzenie wysokości wyliczonego świadczenia przez biegłego sądowego. Zdaniem zainteresowanego tylko w ten sposób można ustalić, czy jego emerytura uwzględnia złożone przez niego zaświadczenia o zarobkach oraz świadectwa pracy.
Zgodnie z wyrokami Sądu Najwyższego (sygn. akt SN I UK 86/11 z 28 września 2011 r.) za bezpodstawne przedłużanie sprawy lub też błędy przy liczeniu emerytury w sytuacji gdy miał on pełną dokumentację, odpowiedzialność ponosi właśnie ZUS. Eksperci wskazują, że ważne jest ustalenie, czy sprawa została odpowiednio wyjaśniona jeszcze przed skierowaniem jej do sądu. Wina ZUS za niewykonanie w terminie prawidłowej decyzji może wynikać z tego, że organ rentowy, znając stan faktyczny, ocenił go w sposób niewłaściwy. I w takim przypadku ZUS musi płacić odsetki.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 31 lipca 2012 r.