Zus ściga emerytów…

Gazeta Wyborcza , autor: Leszek Kostrzewski , oprac.: GR

maj 28, 2007

Zakład Ubezpieczeń Społecznych będzie wysyłał komorników do tysięcy emerytów.

Wszystko dlatego,że domagali się od ZUS wyrównania zaniżonych świadczeń

Alicja Zalewska z warszawskiej Pragi ma 909 zł emerytury. Po opłaceniu czynszu, telefonu, prądu, gazu i lekarstw (ma reumatyczne zapalenie stawów) na życie zostaje jej 269 zł.

W grudniu od znajomej dowiedziała się, że można się domagać od ZUS wyrównania emerytury za kilka lat. Znajoma dała jej nawet odpowiedni druczek. Pani Alicja wysłała go do II Oddziału ZUS w Warszawie. – Emeryt chwyta się każdej deski ratunku. Gdy usłyszałam, że mogę dostać parę groszy, to postanowiłam spróbować – opowiada.

Miesiąc temu otrzymała pismo od ZUS, że wyrównania nie dostanie. Mało tego. Sama musi jeszcze Zakładowi zapłacić 60 zł. To pieniądze dla prawnika ZUS, który musiał jej pismo przeczytać.

– Skąd ja wezmę te pieniądze 60 zł to 30 bochenków chleba – żali się pani Alicja.

Niedawno dostała pismo z wezwaniem do zapłaty. Naczelnik z ZUS straszy ją komornikiem. Informujemy, że w przypadku braku dobrowolnej wpłaty Zakład Ubezpieczeń Społecznych zmuszony będzie wystąpić na drogę postępowania egzekucyjnego w celu ściągnięcia powyższej należności, co spowoduje dodatkowe obciążenie Pani kosztami komorniczymi".

Po 60 zł Zakład żąda też od małżeństwa Marii i Franciszka Bydgoskich z Warszawy. On chory na cukrzycę, ona po operacji kręgosłupa. – Gdyby mi w Zakładzie powiedzieli, że nic mi się nie należy i że jeszcze będę musiała zapłacić, tobym w życiu nic takiego nie zrobiła. Ale przyjmując wniosek, ani słowa nie powiedzieli – mówi pani Maria. Po 42 latach pracy w Zakładach Wytwórczych Urządzeń Telefonicznych w Warszawie dostaje 820 zł. Wyliczyła, że za 60 zł miałaby cztery zabiegi fizykoterapii. A i tak jest w lepszej sytuacji – od innych Zakład domaga się po 120 zł.

W całej Polsce 200 tys. emerytów i rencistów wysłało do ZUS prośby o wyrównanie świadczeń. Skserowany wzór formularza emeryci przekazywali sobie z rąk do rąk. Treść na wszystkich jest identyczna, zmienia się tylko podpis. Formularz opracował w ub.i", jeden z emerytowanych prawników, przekazał go znajomemu i tak się zaczęło. Pismo ma w tytule Pozew o zapłatę".

Emeryci i renciści twierdzą w nim, że ich emerytura (renta) za lata 1996–2005 jest niewłaściwie obliczona. W19931', za rządu Hanny Suchockiej, gdy w państwowej kasie biwakowało pieniędzy, parlament obniżył tzw. kwotę bazową, od której naliczano emerytury. Dla 5,3 mln emerytów i rencistów oznaczało to stratę kilkudziesięciu złotych miesięcznie.

Od Marli I Franciszka Bydgoskich z Warszawy ZUS żąda po 60 zł.

Ustawę o obniżeniu kwoty bazowej – na co powołują się emeryci w pozwach – Trybunał Konstytucyjny uznał w 1993 r. za niezgodną z konstytucją, bo naruszała zasadę zaufania obywateli do państwa stanowiącą wiodącą podstawę stosunku ubezpieczeniowego". Ale orzeczenie TK nie weszło w życie, bo odrzucił je parlament (miał wtedy takie uprawnienia). ZUS więc płacić nie chce.

Każdy z przesłanych przez emerytów pozwów ZUS wysyła zgodnie z procedurą do sądu. Do tego dołącza swoją opinię, że pieniądze emerytom się nie należą, oraz żądanie, aby sąd przyznał Zakładowi pieniądze za tzw. zastępstwo procesowe (czyli za prawnika ZUS, który pisma emerytów czytał). Rozprawy odbywają się na posiedzeniach niejawnych, emeryci więc o nich nie wiedzą.

Sądy w całej Polsce w postanowieniach przyznają, że wyrównania emerytom się nie należą. Ale nie kwapią się też, żeby ściągać od nich dodatkowe pieniądze.

Włodzimierz Czechowicz, sędzia Sądu Okręgowego, Wydziału Pracy i Ubezpieczeń Społecznych na warszawskiej Pradze, do którego wpłynęło 4 tys. pism od emerytów: – Gdy stwierdziliśmy, że są bezzasadne, automatycznie je odrzucaliśmy bez zasądzania jakichkolwiek kosztów. Robiliśmy to ze względów społecznych, bo to niezbyt majętni ludzie. Ktoś ich wprowadził w błąd, dlaczego mają za to jeszcze płacić – mówi sędzia i zaraz dodaje. – Ale ZUS przysyłał nam zażalenia, że im się pieniądze od emerytów należą.

Sędzia Czechowicz przyznaje, że jedyne, co mógł zrobić, to zasądzić minimalną stawkę – 60 zł.

– Prawa nie łamiemy – wyjaśnia rzecznik ZUS Przemysław Przybylski. – Prawnik, który zajmował się czytaniem pism, mógłby w tym czasie robić coś innego.

– Ale te pisma są identyczne. Wystarczyło napisać jedną odpowiedź i po sprawie.

– To prawda, że są identyczne. Ale zawsze może się zdarzyć jakieś inne. Żeby to wychwycić, wszystkie trzeba przeczytać – mówi Przybylski.

Rzecznik przyznaje, że ZUS, zanim zażądał od emerytów pieniędzy, mógł ich wcześniej uprzedzić, że pismo jest bezzasadne i może narazić ich na dodatkowe koszty.

Więcej Gazeta Wyborcza.