Sfera niedomówień i nieporozumień wokół obniżenia składki…

Rzeczpospolita , autor: Andrzej Buczek , oprac.: GR

sie 9, 2007

Budżet nic nie straci, na obniżeniu składki rentowej, ponieważ nie jest ona jego dochodem – zwraca uwagę profesor prawa finansowego w Krakowskiej Szkole Wyższej im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, doradca podatkowy

Sfera niedomówień i nieporozumień wokół obniżenia składki rentowej

kwestia obniżenia składki rentowej stała się silnym argumentem rządu przemawiającym za jego w determinacją w reformowaniu finansów publicznych. Niestety, jest to argument propagandowy, za tym przemawia przede wszystkim błędne uzasadnienie merytoryczne dokonanej obniżki. Otóż tak premier, jak i wicepremier będąca równocześnie ministrem finansów, wyraźnie mówili o zmniejszaniu klina podatkowego poprzez obniżanie składki rentowej. O ile zrozumieć można utożsamianie w języku potocznym wszelkich obciążeń publicznoprawnych z podatkami, o tyle dziwi to u kompetentnych przedstawicieli rządu. Czyżby miałby to być wyraz ignorancji obowiązującego w Polsce porządku prawnego oraz podstawowych jego pojęć.

To nie jest podatek

Składka rentowa nie jest podatkiem. Podstawowa różnica między tymi pojęciami sprowadza się do tego, że podatek jest świadczeniem nieekwiwalentnym, a składka rentowa – ekwiwalentnym. Inaczej mówiąc, z podatkami nie są powiązane żadne świadczenia wzajemne na rzecz osób je płacących. Jeśli natomiast chodzi o składki rentowe, to płacącym je, po spełnieniu ustawowo określonych warunków, należy się określone świadczenie rentowe. Inna różnica jest taka, że składka rentowa jest dochodem Funduszu
Ubezpieczeń Społecznych, a podatki – dochodami budżetowymi. Różnicy tej zupełnie nie dostrzega wielu polityków. Wyrazem tego są glosy na temat: ile to budżet straci na obniżeniu składki rentowej. Tymczasem minimalna choćby wiedza dotycząca różnic między budżetem a funduszem celowym pozwalałaby powiedzieć, że budżet na tej operacji nic nie straci, ponieważ składka rentowa nie jest jego dochodem.

Z tych samych przyczyn nie mają sensu dyskusje, w których stawia się pytania, czy zamiast obniżać składkę rentową nie byłoby lepiej podnieść wynagrodzenia, np. służbie zdrowia. Jeśli głosy takie padają ze strony medyków, to można j e usprawiedliwiać brakiem wiedzy na temat źródeł finansowania ich wynagrodzeń. Jeśli natomiast są to wypowiedzi polityków, to świadczą o ich daleko idącej niekompetencji, której nie da się niczym usprawiedliwić. Jeśli bowiem ktoś zabiera głos na temat tego, na czym się kompletnie nie zna, to ośmiesza nie tylko siebie, ale także opcję polityczną, którą reprezentuje, a pośrednio całą klasę polityczną. Gorsza jest jednak szkodliwość społeczna ich wystąpień. Sens tej szkodliwości sprowadza się nie tylko do dezinformacji opinii publicznej, ale prowadzi do powstawania bezzasadnych napięć społecznych.

Bardzo trudną rolę do spełnienia mają tu dziennikarze. Szkoda, że częstokroć niektórzy przedstawiciele tej profesji zachowują się podobnie jak politycy. Szkoda, że w mediach publicznych zapomina się o ich misji edukacyjnej.

Zaciemnianie obrazu

Wracając do zasadniczego wątku, to propaganda związana z operacją obniżania składki rentowej ma na celu ukrycie błędów popełnionych w założeniach reformy systemu ubezpieczeń społecznych.

Dzisiaj łatwo dostrzec, że propaganda ta miała na celu przede wszystkim odwrócenie uwagi społecznej od faktu ponad stu procentowego wzrostu obciążeń kosztów pracy składkami ubezpieczeniowymi. Konsekwencją tego zabiegu jest m.in. dwukrotnie wyższy udział tych składek w kosztach pracy w Polsce niż w Niemczech. Kwestie te wymagają szerszej prezentacji, w tym miejscu są jedynie przyczyn- m.in. składki emerytalne oraz rentowe – obie obowiązkowe. Logika ich wyodrębnienia jest dalece wątpliwa. Skoro bowiem każdy opłaca obie, to każdy powinien nabyć prawo do obu tych świadczeń. Tymczasem korzysta w zasadzie tylko z jednego: albo emerytury, albo renty. Rozumując logicznie, uznać należy, że jedna ze składek jest świadczeniem nieekwiwalenmym. Nie oznacza to jednak, iż staje się automatycznie
podatkiem. Składka ta bowiem nie trafia do budżetu, lecz do FUS.

Więcej Rzeczpospolita.