Nowoczesne dębowe okna polskiej firmy EuroWena-Smyga będą wizytówką 12-piętrowego elitarnego budynku, w którym zamieszkają członkowie rządu i przedstawiciele Rady Obrony Bezpieczeństwa Narodowego Ukrainy
Bogdan Rodziewicz ma satysfakcję, że uczy Ukraińców pracować po europejsku i zmienia ich dotychczasowe podejście do prywatnego biznesu, zachowując delikatność i szacunek dla wrażliwości historycznej tych ludzi.
– Zrozumiałem, że w tym regionie jesteśmy ich oknem na Europę -mówi polski biznesmen. Firma Euro Wena- Smyga, którą na zachodniej Ukrainie Bogdan Rodziewicz założył wraz Januszem Łupkowskim, podbija ukraiński rynek.
Produkowane przez nią drewniane okna z termoizolacyjnymi szybami wypełnionymi argonem można już oglądać w blokach mieszkalnych w wielu ukraińskich miastach, m.in. w Kijowie, Lwowie i Odessie. Ale można je też zobaczyć w zabytkach starej architektury, na przykład w Gimnazjum Wołyńskim w Krzemieńcu, kolegiacie w Żółkwi, gdzie spoczywają szczątki hetmana Stanisława Żółkiewskiego i jego syna Jana, a także we lwowskiej szkole podstawowej z XVIII wieku, w której okna wymieniono pierwszy raz odi8i8r.
Przygoda pod Krzemieńcem
Teraz dużym wyzwaniem dla polskiego producenta będzie realizacja kontraktu na dostawę okien dla osiedla Nowa Bohdaniwka pod Kijowem. Budowa 820 domków jednorodzinnych o wysokim standardzie ma być nadzorowana przez samego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenkę. Prestiżowy kontrakt, który podpisała EuroWena-Smyga, opiewa na 9 mln hrywien (około 1,8 mln dolarów).
Przygoda Rodziewicza i Łupkowskiego z biznesem na Ukrainie zaczęła się przed pięciu laty. Kupili w Smydze pod Krzemieńcem dwie hale o powierzchni około 25 tysięcy merów kwadratowych. Za czasów sowieckich była tu jedna z największych fabryk mebli w ZSRR Zapłacili ledwie 100 tysięcy dolarów. W Polsce podobne budynki kosztowałyby trzykrotnie więcej.
– Do jednej hali mam sentyment. Była częścią słynnego, zasłużonego dla Polski Liceum Krzemienieckiego, tu uczono stolarki – wspomina Bogdan Rodziewicz.
Obie hale wymagały generalnego remontu. Większa – ta z lat 70. XX wieku – miała poważny mankament: schron przeciwatomowy. Bez odpowiedniego pozwolenia z ukraińskiego Ministerstwa Obrony inwestorzy nie mogli zacząć remontu.
– Schron był jedną z przeszkód w rozwoju naszej firmy. Niezbędne formalności, by go zlikwidować, załatwiamy z władzami Ukrainy do dziś – przyznaje Rodziewicz.
Oprócz hal polscy inwestorzy kupili inne pozostałości po radzieckim zakładzie: magazyny, suszarnie do drewna, pomieszczenia biurowe. W sumie teren o powierzchni 4 hektarów, w tym bocznicę kolejową, którą w czasach ZSRR można było dostarczać drewno do produkcji mebli.
Więcej Rzeczpospolita.