Optymizm w polskiej gospodarce nadal uzasadniony…

Rzeczpospolita , autor: Elżbieta Glapiak , oprac.: GR

gru 28, 2007


Tempo wzrostu gospodarczego wprawdzie delikatnie słabnie, ale nie ma powodów sądzić, że miałoby się ono obniżyć w ciągu najbliższych miesięcy poniżej 5 procent PKB.

Bardzo dobry mijający 2007 rok spowodował, że do państwowej kasy wpłynęło znacznie więcej pieniędzy z podatków, niż sądziliśmy. Rosło zatrudnienie i płace, firmy poprawiały swoje wyniki. Jednocześnie wydawano znacznie mniej środków, niż założono, stąd niski deficyt budżetowy i finansów publicznych, który zapewne nie przekroczy 3 proc. PKB. Oznacza to, że spełnimy najprawdopodobniej jedno z najważniejszych kryteriów z Maastricht koniecznych do przyjęcia unijnej waluty i będziemy mogli odliczyć część kosztów poniesionych w związku z przeprowadzeniem w Polsce reformy emerytalnej.

Resort finansów założył w aktualizacji programu konwergencji, że taki sam wynik uda się również utrzymać w 2008 roku. To jednak może już nie być takie proste.

Wszystko wskazuje na to, że deficyt budżetowy będzie jednak wyższy niż w tym roku. Elżbieta Suchocka-Roguska, wiceminister finansów, spodziewa się, że rząd skończy 2007 rok na minusie wynoszącym nie 20 – 23 mld zl, ale raczej bliżej 20 mld zl. Poprawki koalicji PO – PSL do ustawy budżetowej na 2008 rok nie zdołały zmniejszyć różnicy pomiędzy wydatkami a wpływami bardziej niż do 27,1 mld zł. Ekonomiści są realistami – przy dubeltowej uldze prorodzinnej wynoszącej blisko 1150 zł i mi-

liardowych dotacjach jakie państwo będzie musiało przekazać do FUS po obniżeniu o 7 punktów procentowych składki rentowej – trudno spodziewać się jakiejkolwiek nadwyżki w państwowej kasie. Przeważa opinia, że plan wydatków skrojony jest na miarę. Gorzej, iż to nie jest taka miara, jaką zastosowałaby Platforma Obywatelska. Struktura wydatków w Polsce nadal jest niekorzystna – przeważają nakłady na wsparcie społeczne, za mało jest zaś nakładów na inwestycje, innowacyjność, rozwój. Czyli wszystkie te dziedziny, które w przyszłości mogłyby spowodować wyższe wpływy do budżetu.

Więcej Rzeczpospolita.