Od 1 stycznia 2009 r. zaczęły obowiązywać uproszczone zasady opodatkowania drobnych umów-zleceń i o dzieło. Miały one ułatwić życie płatnikom. Efekt jest jednak zupełnie inny – najczęściej komplikują one tylko rozliczenia. Poza tym traci na tym zleceniobiorca, bo oddaje fiskusowi wyższe kwoty niż w sytuacji, gdy umowa opodatkowana jest na zasadach ogólnych – czytamy w Rzeczpospolitej.
Przepisem, który sprawia tyle kłopotów jest art. 30 ust. 1 pkt. 5a ustawy o PIT. Zgodnie z nim od niewielkich przychodów z umów-zleceń i o dzieło oraz innych, o których mowa w art. 13 pkt. 2 lub 5 – 9 ustawy o PIT pobiera się zryczałtowany podatek dochodowy w wysokości 18 proc. przychodu.
Zasadę tę stosuje się, jeżeli suma należności określonych w umowie lub w umowach zawartych z osobą niebędącą pracownikiem płatnika z tego samego tytułu nie przekracza miesięcznie od tego samego płatnika 200 zł. Ustęp 3 tego przepisu precyzuje, że podatek ten oblicza się bez uwzględniania kosztów uzyskania przychodów.
W praktyce okazuje się, że zryczałtowany podatek od zleceń i umów o dzieło zwykle nie jest korzystny ani dla płatników, ani dla podatników. Obowiązki sprawozdawcze firm są bowiem tylko nieco ograniczone, a ułatwienia dotyczą tylko sytuacji, gdy wszystkie umowy z danym zleceniobiorcą były opodatkowane ryczałtem.
Gdy się okaże, że w jednym z miesięcy zarobił on ponad 200 zł, to art. 30 ust. 1 pkt. 5a ustawy i PIT tylko komplikuje rozliczenia. Zleceniobiorca i tak musi bowiem otrzymać PIT-11 i fakt że będzie on dotyczył tylko części umów, nie jest dla firmy żadnym ułatwieniem.
Na zryczałtowanym podatku tracą też zleceniobiorcy. To dlatego, że pobierając PIT, płatnik nie uwzględnia kosztów uzyskania przychodów ani składki na ubezpieczenie zdrowotne. Ponadto od takiego przychodu nie można odliczyć wydatków z tytułu używania Internetu, a podatku nie można pomniejszyć o ulgę rodzinną.
Więcej w Rzeczpospolitej z 24 lutego 2010 r.