Ochrona to iluzja…

DZIENNIK , autor: Marcin Zieliński , oprac.: GR

kwi 3, 2007

Stołecznym firmom ochrony brakuje ludzi do pracy, dlatego ich właściciele zaczynają zatrudniać osoby, które ze względu na stan zdrowia i wiek nie powinny pracować w tym zawodzie.

Zaczyna dochodzić już do takich sytuacji, że warszawiaków chronią osoby po operacjach serca i z pierwszą grupą inwalidzką. Dla nich każda podejmowana interwencja może się zakończyć nie tylko poważnym uszczerbkiem na zdrowiu, lecz nawet śmiercią. Do takiej sytuacji doszło w minioną niedzielę. 24-letni Jacek R. wracał nad ranem pijany do domu przy ulicy Wańkowicza. Najprawdopodobniej zapomniał kodu do bramki i próbował sforsować ogrodzenie górą. Zauważył to jeden z ochroniarzy pilnujących osiedla. Miedzy mężczyznami wywiązała się szamotanina. W jej trakcie pijany lokator uderzył 50-letniego Władysława K. butelką w głowę. Ochroniarz upadł na ziemię. Zanim zemdlał, zdążył jeszcze nacisnąć guzik pilota, wzywając pomoc. Mimo że pogotowie przyjechało na miejsce po kilku minutach, ochroniarz zmarł.

Czy przyczyną śmierci był cios w głowę, ustali jednak dopiero sekcja zwłok. – Nie jest wykluczone, że ochroniarz umarł na zawał serca – mówi Mariusz Mróz z komendy rejonowej na Mokotowie. – Władysław K. kilka lat temu przechodził operację serca i cały czas brał lekarstwa. Dlatego stres, jaki wywołała u niego bójka, mógł przyczynić się do śmierci – dodaje. Policja bada też, w jaki sposób tak chory człowiek dostał pracę, którą powinny wykonywać jedynie osoby charakteryzujące się bardzo dobrym stanem zdrowia. Być może w tej sprawie zostaną postawione zarzuty firmie, w której 50-letni mężczyzna pracował. To, że człowiek z wadą serca dostał pracę jako ochroniarz, nie dziwi prezesa Izby Gospodarczej Agencji Ochrony i Mienia Sławomira Wagnera. – Nasza branża sięgnęła dna – mówi Wagner. – Nikt, kto jest młody i sprawny, nie chce pracować za tysiąc złotych miesięcznie. Dlatego aby przetrwać, firmy zatrudniają niemal każdego. Nie jest niczym nowym fałszowanie badań lekarskich czy zatrudnianie ludzi na czarno. Takie zachowanie wymusza rynek. Obecnie jedyną rzeczą, jaka interesuje klientów, jest cena. Im niższa, tym oczywiście oferta jest atrakcyjniejsza. Nikt nie zwraca uwagi na jakość. Doszło już do takiej sytuacji, że firmy wygrywają przetargi, oferując 4,5 zł za godzinę – dodaje. Dla porównania: aby firma mogła wypłacić pracownikowi najniższą krajową pensję, stawka za godzinę ochrony powinna wynosić 11 zł za godzinę. Nic więc dziwnego, że w większości przypadków do tego rodzaju pracy idą tylko ci, którzy nie potrafili znaleźć zatrudnienia gdzie indziej. . W stolicy w branży ochroniarskiej pracuje obecnie ponad 25 tys. osób zatrudnionych w niemal 500 firmach. Jednak zapotrzebowanie na ochronę jest tak duże, że wciąż powstają nowe. Ich właściciele borykający się z brakiem chętnych do pracy eksploatują do granic wytrzymałości już zatrudnionych ludzi. – Nie jest niczym wyjątkowym fakt, że w ochronie pracuje się nawet po 300 godzin miesięcznie – mówi Jacek Grozda, były ochroniarz. – Emeryci, nawet z pierwszą grupą inwalidzką, potrafią spędzić w pracy po kilka dni z rzędu. Po takim maratonie nawet młody i sprawny człowiek nie byłby sprawny do jakiegokolwiek działania, nie mówiąc już o starszych osobach – dodaje.

Jednak firmom tak naprawdę nie zależy na zatrudnianiu młodych ludzi. Dając pracę emerytom, oszczędzają, bo nie muszą za nich opłacać składek. Dlatego jeszcze długo warszawiaków będą strzec emeryci i renciści. Biorąc pod uwagę coraz trudniejszą sytuację ze znalezieniem pracowników, właściciele firm ochrony rozważają zatrudnienie obcokrajowców. Jednak na razie nie pozwalają na to przepisy.

Więcej Dziennik – Warszawa.