Rozpoczynamy cykl debat wyborczych Gazety”. Pierwsza poświęcona będzie sprawom gospodarczym, które na razie nie są eksponowane w kampanii wyborczej, a przecież są najważniejsze. Zacznijmy od pytania: czy Polsce potrzebna jest reforma finansów publicznych Na czym powinna ona polegać Aleksandra Natalli-Świat: Jest potrzebna, żeby pieniądze były wydatkowane bardziej efektywnie. Dotychczasowa struktura budzę tu, rozbicie go na szereg funduszy, agencji, z których znaczna część znajduje się poza kontrolą budżetu państwa, powoduje, że bardzo trudno jest konsolidować wydatki publiczne, a nawet prezentować je w sposób czytelny.
Reforma finansów publicznych miałaby prowadzić do większej przejrzystości i bardziej efektywnego wydawania publicznych pieniędzy.
Jest pani zadowolona z propozycji pani wicepremier Gilowskiej
A.N.Ś.:Tak.
Marek Borowski: Projekt reformy finansów publicznych autorstwa pani Gilowskiej był fantomem. Jak się go chciało dotknąć, to znikał. Dlaczego został wrzucony na ostatnią chwilę Temu projektowi towarzyszyło bicie w bębny że przyniesie on 10 mld złotych oszczędności. Rozumiem potrzeby propagandowe, ale nie należy z rym przesadzać. Oszczędności byłyby na administracji, paru limuzynach, sekretariatach itd. Wyszłoby z tego może 100 mln, ale na pewno nie 10 mld.
Zbigniew Chlebowski: To, co zaproponowała Zyta Gilowska, to kosmetyka. Kierunek jest słuszny, ale potrzeba odważnych decyzji, reformujących wydatki publiczne, a więc cały system pomocy społecznej, system rentowo–emerytalny
A.N.Ś.: Projekt ustawy złożony w czerwcu pod obrady Sejmu nie wszedł. Zmierza on do radykalnej likwidacji całego szeregu funduszy celowych, powołania agencji wykonawczych, w których finanse poddane byłyby jednolitym regułom, wprowadzenia elementów budżetu zadaniowego,który umożliwi porównywanie wydatków i osiągniętych efektów.
M.B.: Co w ogóle oznacza reforma finansów publicznych. Po pierwsze, reforma może polegać na lepszym poborze podatków, zwiększeniu dochodów, które gdzieś uciekają, wyszukaniu dziur, przez które pieniądze wyciekają. Po drugie, może chodzić o instytucje, które tymi pieniędzmi zawiadują, oraz ośrodki decyzyjne.
To, co proponowała min. Gilowska, dotyczyło tylko tej drugiej płaszczyzny. Jeśli chodzi o pierwszą, mieliśmy do czynienia z dużą niefrasobliwością i wykorzystaniem doskonałej koniunktury Dzięki niej dochody same płynęły, a wydatki traktowano lekką ręką.
Stracono ogromną szansę na to, żeby systematycznie deficyt budżetowy obniżać. Oczywiście można powiedzieć, że on się i tak obniżył, ale deficyt planowany na przyszły rok będzie wyższy niż tegoroczny.
Po raz pierwszy od 1990 r. była szansa, żeby jeśli nie zlikwidować, to w każdym razie sprowadzić deficyt budżetowy do bardzo skromnych rozmiarów i zostawić pole do tego, żeby w okresie dekoniunktury można było operować deficytem budżetowym.
Więcej Gazeta Wyborcza.