Obietnice też kosztują…

Rzeczpospolita , autor: Elżbieta Glapiak , oprac.: GR

kwi 3, 2007

Rząd dba, aby z owoców wzrostu gospodarczego skorzystali wszyscy Polacy. Stąd propozycja powrotu do corocznej waloryzacji rent i emerytur, obietnice 15-proc. podwyżek pensji w służbie zdrowia, nowy program prorodzinny. To bardzo szlachetnie ze strony premiera, tym bardziej że ani pensje pielęgniarek, ani ulgi na dzieci w rodzinach, a tym bardziej comiesięczne emerytury naszych dziadków do najwyższych nie należą.

Problem polega na tym, że rząd bardzo chętnie i sprawnie opracowuje nowe projekty ustaw, które umożliwią rozdawanie pieniędzy, a znacznie gorzej mu idzie z reformami, które zagwarantują, że będzie co rozdawać. Założenie, że wszystko pokryją dodatkowe wpływy podatkowe, jakie pojawią się dzięki pędzącej gospodarce, może okazać się złudne. Mamy dobrą koniunkturę, prognozy dotyczące wzrostu są coraz bardziej optymistyczne, ale to tylko prognozy. Co będzie, gdy koniunktura się załamie i zamiast spodziewanych dodatkowych miliardów złotych nie pojawi się ani złotówka Zostaną zobowiązania i rzesze zawiedzionych wyborców, którym nie tak łatwo będzie wytłumaczyć, że wprawdzie rząd obiecał, ale kasa świeci pustkami Pieniądze trzeba będzie wypłacić, a aby je zdobyć, trzeba będzie się zapożyczyć. Wzrośnie więc dług, a deficyt finansów publicznych zamiast utrzymać się poniżej 3 proc PKB może skoczyć grubo powyżej tej granicy. A przecież obiecując emerytom, rencistom, nauczycielom, pielęgniarkom i lekarzom, jednocześnie zobowiązaliśmy się przed Komisją Europejską, że będziemy poprawiać stan naszych finansów i obniżymy deficyt państwa. Obiecując coroczną waloryzację, premier przytoczył słowa szefowej finansów: Będziemy pluli krwią, ale damy". Tyle tylko, że gdy przyjdzie dać, może zabraknąć krwi.

Więcej Rzeczpospolita.